niedziela, 23 marca 2014

"Last Vegas" - w wiekowym ciele młody duch!

Człowiek będący na zwolnieniu lekarskim ma duuużo czasu na oglądanie filmów i czytanie książek. Ja  z racji chwilowych (mam nadzieję) problemów ze skupieniem uwagi na druku zajęłam się tym pierwszym. I tak na poprawę humoru, zachęcona dobrymi opiniami sięgnęłam po świetnie obsadzone „Last Vegas”.

„Last Vegas”




Produkcja: USA
Reżyseria: Jon Turteltaub
Scenariusz: Dan Fogelman
Premiera:  Świat: 31 października 2013, Polska: 22 listopada 2013









Historia jak z obrazka, do którego nie można się nie uśmiechnąć. Wieloletnia więź, przezwyciężająca trudności losu jest bardzo wdzięcznym tematem do ekranizacji. Liczyłam na film ciepły i pozytywny, nie zawiodłam się.
Billy, Archie, Sam i Paddy przyjaźnią się od kilkudziesięciu lat. Niegroźne im starcze dolegliwości, dzielące ich odległości i zadawnione niesnaski – panowie plotkują przez telefon jak nastolatki, a gdy jeden z nich – do tej pory zatwardziały kawaler postanawia się u schyłku życia ożenić, kumple nie pozostają mu dłużni i stawiają się w pełnej gotowości w Vegas, aby urządzić mu niezapomniany wieczór kawalerski.
Film budują charaktery głównych bohaterów - pogodny urok Morgana Freemana (Archie) sprowadza uśmiech na usta oglądającego, pogoń za młodością Kevina Kline`a (Sam) wprowadza komizm, zgryźliwy pesymizm Roberta de Niro (Paddy) będącego w kontrze do pomysłów swoich przyjaciół pokazuje drugie dno tej wesołej starości, a cwaniackie podejście do życia Michaela Douglasa (Billy) obrazuje chęć zatrzymania czasu. Każdy z mężczyzn zmaga się ze swoim wiekiem i idącymi za nim trudnościami na swój sposób, ale w filmie najważniejsza jest zabawa i to na tym aspekcie skupił się reżyser.
Wesoła kompania seniorów dobrze pamięta czym jest zabawa i wie, jak miło spędzić czas w stolicy hazardu i rozpusty. Udają się więc na drinki z palemką, podrywają piękne panie, wygrywają w Black Jacka i zamieszkują w luksusowej willi, gdzie urządzają najlepszy w swoim rodzaju dancing. Tańczą mimo problemów ze stawami, piją pomimo chorego serca i imprezują do białego rana, nie zważając na swój wiek.
Film nie jest pozbawiony wad – bohaterom w Vegas wszystko przychodzi jak z płatka, jednak nie o to tu chodzi, aby wyłapywać nieścisłości i niezwykłe zrządzenia losu. Widz zostaje postawiony przed obrazem radosnym, hołdującym prostym uczuciom i wartościom oraz pokazującym, że człowiek jest wart tyle, ile zrobił dla siebie i innych. Billy, Archie, Sam i Paddy są przykładem, jak najlepiej wykorzystać dany nam czas i że nigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń.
Dodatkowym, niekwestionowanym atutem jest popis niezaprzeczalnych umiejętności aktorskich czterech gigantów Hollywood, którzy wcielają się w swoje role z lekkością godną ikony kina, przy czym wydają się świetnie bawić w swoim towarzystwie, czerpać przyjemność z pracy i z przymrużeniem oka podchodzić do wieku, który przyszło im osiągnąć. W pewnym sensie jest to dobrze zagrana satyra na nich samych.  
Z obrazu wyziera ciepły urok, pogoda ducha i dobry humor – tego właśnie chciałam podczas tego seansu doświadczyć.

Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz